Wiara i wiedza. Dlaczego ludzie wierzą w absurdy?

 Ludzie wierzący w Boga nie tylko głoszą swoje poglądy na każdej możliwej platformie w przestrzeni publicznej, ale wręcz narzucają swój błędny obraz rzeczywistości innym ludziom. 




Hałas dzwonów zakłóca przestrzeń publiczną. Ale nie tylko. Liczba decybeli jest taka, że nie pomagają podwójne szyby i uszczelnione okna, żeby w domu zachować ciszę. Nie można spokojnie pracować przy komputerze. Zostaje naruszony mir mojego domu. Ktoś wbrew mojej woli wciska się w moją prywatną przestrzeń. To powoduje u mnie poczucie opresji.

Nasuwa się smutna konstatacja, że brak kultury i chamstwo objawia się  robieniem hałasu bez powodu. Co prawda powodem może być chęć narzucenia mocniejszych wrażeń na wyznawców. Ja jednak nie jestem wyznawcą. Jestem ateistą i całą oprawę rytualną postrzegam jako śmieszną oraz irytującą. 

O ile wierzący muszą co chwila wmawiać sobie: wierzę, wierzę, wierzę, to przecież fakty nie potrzebują takiego wzmacniania. Są prawdziwe i nikt nie musi wierzyć. Po prostu wie. Tak jak wiem, że jutro będzie jutro. Może osobiście jutra nie doczekam, ale wiem, że w sensie obiektywnym będzie.

Co ciekawe nie różnię się bardzo od ludzi wierzących, którzy są ateistami wobec Bogów niż akurat ten właśnie wyznawany. Rytuały obcych religii są dla katolików równie bezsensowne i śmieszne, jak dla mnie wszystkie razem wzięte. 

Jeśli katolik mnie zapyta dlaczego nie wierzę w Boga chrześcijan, to ja mogę odpowiedzieć pytaniem: a ty wierzysz w Allaha? Krishnę? Zeusa? Thora? i mógłbym tu wymieniać długo, bo ludzie w ciągu wieków historii wymyślili wielu bogów, a sposobów wyznawania religii jest jeszcze więcej.
To że niektórzy wierzą, że Jahwe jest jedynym bogiem, wynika jedynie z tego, że tak się wmówiono im to w dzieciństwie.  Bo tak napisano w Biblii.

W krajach arabskich wmawia się społeczeństwu, że prawdziwy Bóg, to jest Allah opisany w Koranie. W gruncie rzeczy chodzi o to, żeby utrzymać populację w ciemnocie. Dlatego władza polityczna  faworyzuje religie prawie we wszystkich krajach. 

W USA w XIX w. powstała religia oparta na księdze Mormona znalezionej przez twórcę sekty Josepha Smith'a. Pomimo faktu, że przecież to historia praktycznie współczesna, oryginału księgi nie ma. Innymi słowy, nie ma dowodu, jest tylko świadectwo proroka. Wyznawcy wierzą w "objawione" słowo. 

Jak wskazują najnowsze doświadczenia w Polsce na przykładzie rozpraw sądowych, których nagrania można obejrzeć na YouTube, to nawet zeznania policjantów są mało wiarygodne wobec dowodów w postaci nagrań wideo. Pokazuje to, jak świadectwo osoby jest niewiarygodne. Fakty przedstawiane są ze skrzywionej perspektywy, uwarunkowanej osobistym interesem osoby świadczącej. Jednak wciąż daje im się wiarę i oferuje zaufanie. Tym bardziej, jeśli w dzieciństwie wszczepi się do umysłu jakieś wyobrażenia, nawet najbardziej absurdalne, to wiara w ich prawdziwość utrzymuje się długo. 



Wyzwolenie się z intelektualnej pułapki religii jest trudne, ale możliwe. W moim przypadku trwało to latami, bo urodziłem się i zostałem wychowany w religijnej rodzinie.  Ponieważ podchodzę do spraw światopoglądowych i ogólnie wiedzy w sposób poważny to poświęciłem wiele czasu na czytanie, słuchanie argumentów i przemyślenia. 

Czasem spotyka się twierdzenia, że ateizm, to również jakiś rodzaj wiary. Ateizm jest  zwyczajnie brakiem wiary. Ktoś może budować nie wiadomo jak skomplikowane konstrukcje intelektualne, a inna osoba po prostu to zbywa  i mówi: nie wierzę. Nie bo nie. I koniec. Kropka. Brak wiary nie potrzebuje uzasadnienia. Nie potrzebuje też celebracji. Uzasadnienia i celebracji potrzebuje wiara. 

Wiedza zaś, potrzebuje dowodów. 

W moim przypadku brak wiary w Boga jest poparty wiedzą o jego nieistnieniu.

Wiem, że Bóg nie istnieje. Ktoś mógłby rzucić argumentem, że nie można tego udowodnić. O ile dowód na to, że coś istnieje jest bardzo prosty - na przykład ktoś twierdzi, że są niedźwiedzie, które są białe. Jadę na północ, odnajduję niedźwiedzia polarnego - widzę - biały. Twierdzenie potwierdzone doświadczalne. 

Inny ktoś może powiedzieć, że niektóre niedźwiedzie polarne są zielone. I posłać podróżnika, żeby to sprawdził. Kiedy podróżnik wróci i powie, że nie znalazł zielonego niedźwiedzia polarnego, to mu zarzucą, że za krótko, lub za słabo szukał. W ten sposób nie da się obalić twierdzenia, że nie istnieją zielone niedźwiedzie polarne. Łatwo zaś można znaleźć ludzi, którzy uwierzą w ich istnienie. Tak powstają religie. Ludzie uwierzą w coś niewiarygodnego na podstawie świadectwa osoby autorytarnej.

Na szczęście jest wiedza oparta na faktach. System wiedzy ma to do siebie, że tworzy spójną całość. 

Na temat niedźwiedzi i środowiska polarnego istnieje wiedza oparta na faktach. Kolor futra niedźwiedzia polarnego jest cechą pozwalającą przetrwać temu gatunkowi w warunkach polarnych. Można łatwo wykazać, że osoba mówiąca o zielonych niedźwiedziach po prostu bredzi. W warunkach otoczenia śniegu, zielony kolor jest słabym pomysłem. Ofiary, którymi żywi się niedźwiedź ostrzeżone z daleka, uciekną, a niedźwiedź przypłaci to śmiercią głodową. 

Tak więc stwierdzenie - nie ma zielonych niedźwiedzi polarnych, opiera się na obserwacji biologicznej i geograficznej. Jest twierdzeniem z dziedziny wiedzy, a nie wiary. Tak samo jak twierdzenie o istnieniu białych niedźwiedzi, które jest dowiedzione wprost - z obserwacji. 

Twierdzenie, że istnieją zielone niedźwiedzie polarne jest wymysłem i bzdurą. Nieistnienia nie da się udowodnić wprost. Jednak wystarczą dowody pośrednie, aby wiedzieć, że zielonych niedźwiedzi nie ma. Można bowiem udowodnić, że coś jest bzdurą. Nie pasuje do systemu wiedzy opartej na faktach.

Wiadomo, że ignorancja i brak umiejętności logicznego powiązania rzeczy ze sobą, ułatwiają uwierzenie w absurdy. Ludzie mający predyspozycje do oszukiwania często to wykorzystują, twierdząc że wiedzą coś, czego nie wiedzą. Jedynie zakładają, że inni też nie wiedzą. 

W związku z tym głoszą bzdury, z przeświadczeniem, że nikt im tego nie udowodni. A ludzie naiwni myślą, że istnieje życie po śmierci, z rzekami płynącymi mlekiem i miodem, nie zastanawiając się, że to nie może być sprawdzone. Może jest zupełnie inaczej, ale tego też nie da się sprawdzić. Co więcej, sam pomysł życia po śmierci nie jest do sprawdzenia. Życie po śmierci jest wymysłem. Pobudzającym wyobraźnię, wpasowującym się w myślenie życzeniowe i dlatego łatwo przyswajalnym. 

Na tablicy zapisane jest działanie: 22345122 x 3674399= ? Cała klasa się patrzy i nie wie jaki jest wynik, tylko Jasiu podchodzi z pewnością siebie pisze odpowiedź 42. I wszyscy mówią, Jasiu jest mądry. Większość klasy przyswoi odpowiedź Jasia. Co więcej, zdobędzie on podziw, za szybkość i bystrość umysłu. Bo leniwym umysłom nie będzie się chciało sprawdzać, ani żmudnie dochodzić samemu do prawdy. 

Jednak nie trzeba wcale obliczać faktycznego wyniku, aby wykazać, że Jasiu zmyślił odpowiedź. Ktoś mający rozeznanie w arytmetyce i znający zasady mnożenia zauważy, że 42 to błędna odpowiedź. Wynika to z faktu, że iloczyn dwóch sześciocyfrowych liczb nie może być liczbą dwucyfrową. Wiedza o fałszu w odpowiedzi Jasia wynika ze znajomości ogólnych zasad matematyki. Nie jest tu potrzebny dowód wprost. 

Inny przykład może być taki: 22345122 x 3674399= 3568929367909849391
Tutaj już policzenie liczby cyfr w odpowiedzi jest bardziej pracochłonne, ale równie łatwo i z całą pewnością można powiedzieć, że odpowiedź jest błędna. 
Po prostu wiedząc, że wynik iloczynu w którym jeden z czynników jest parzysty również jest liczbą parzystą, to na końcu powinna być liczba parzysta. Ponieważ na końcu jest jeden, to bez mnożenia wiadomo, że wynik jest błędny. I nie muszę tutaj dokonywać skomplikowanych obliczeń i podawać prawidłowego wyniku, aby stwierdzić, że odpowiedź Jasia jest błędna. Również w tym przypadku wystarczyła krótka chwila zastanowienia, aby rozstrzygnąć o tym, że Jasiu zmyśla.

Z krytyką twierdzeń religijnych jest tak samo. Religia udaje, że rozwiązuje trudne zagadnienia, a w rzeczywistości jedynie zaciemnia sytuację. Jednak logiczne myślenie i nieco wiedzy wystarczy, aby udowodnić błąd.



Dlaczego jest zło na świecie? 
Tłumaczenie religijne jest takie, że Bóg musiał zainstalować zło w ten świat, aby zapewnić nam - ludziom - wolną wolę. Inaczej mówiąc, abyśmy mogli funkcjonować jako osoby obdarzone wolnością, musimy mieć możliwość czynienia zła. Innymi słowy istnienie zła jest konieczne dla zachowania wolności. 

Wiele osób przyjmuje takie tłumaczenie, nie zastanawiając się głębiej. Zło wydaje się na tyle konieczne, że nawet Wszechmogący nie mógł inaczej urządzić tego świata. 

Jednak to coś obrzydliwie głupiego. Ten argument jest bardzo łatwy do obalenia. Wystarczy postawić kilka pytań. 

Czy ci, którzy poszli do nieba mają wolną wolę? Czy w niebie występuje zło? 
Jeśli w niebie nie ma zła, a osoby tam będące mają wolną wolę, to wyjaśnienie zła na Ziemi jest w sposób oczywisty fałszywe.
Skoro Bóg jest dobry i wszechmogący, to dlaczego nie stworzył świata w taki sposób, aby nie musiał krzyżować samego siebie w osobie swojego syna dla odkupienia win, których łatwo uniknąć? 

Przecież to się nie trzyma logiki, rozumu, ani niczego innego. Za wyjaśnieniem istnienia zła za pomocą wolnej woli stoi założenie, że wyznawcy nie zadadzą sobie trudu myślenia. I o to chodzi. 

Z ludzi, którzy myślą, że są wolni, a faktycznie, wcale nie myślą, najłatwiej uczynić niewolników. Po owocach ich poznacie.

Uważam, że poglądy religijne i dotyczące tych spraw powinny być osobiste. Niestety tak nie jest. To stało się przyczyną do napisania i publikacji tego tekstu. To reakcja na opresję, którą czuję ze strony wyznawców i potrzebę przeciwstawienia się. W imię obrony mojej wolności do myślenia. 
 
To, że jestem ateistą wynika z długotrwałego i mozolnego procesu umysłowego. Obecnie czuję się wyzwolony i oczyszczony z lepkiego brudu absurdu, w którym kąpano mnie w dzieciństwie. 

Można nie wierzyć w Boga z kilku powodów. 

Po pierwsze dlatego, że nikt nie wmówił w dzieciństwie, że Bóg istnieje. Wszyscy rodzimy się ateistami. Taka osoba nawet nie odczuwa potrzeby obalania hipotezy Boga.

Po drugie można nie wierzyć dlatego, że nie przywiązuje się do tego wagi. To jest sytuacja podobna do twierdzenia o istnieniu jednorożca. Jednorożec to koń z rogiem, który został opisany przez jakiegoś podróżnika w średniowieczu.  Jednak jednorożec nie stanowi wielkiego problemu, podobnie jak twierdzenia osób o UFO. Tego typu fałszywe wiadomości nie mają znaczenia dla osób, które w to nie wierzą. Wiele osób traktuje Boga tak samo jak UFO albo jednorożca. Nie ma to dla nich znaczenia, bo zajmują się sprawami praktycznymi. 

Po trzecie można przestać wierzyć w Boga po analizie argumentów za i przeciw. Tak było w moim przypadku. Ponieważ wychowany byłem w rodzinie mocno katolickiej, to bardzo trudno mi było wykorzenić przekonania religijne wszczepione w dzieciństwie.

Obecnie moje stanowisko określam następująco: nie wierzę w Boga, bo wiem, że twierdzenia religijne są fałszywe. Istnienie oraz nieistnienie, to dwie przeciwne, nie dające się pogodzić pozycje. Uzasadniony racjonalnie jest więc wniosek - jeśli istnienie jest fałszem, to nieistnienie jest prawdą.

Wiem, że religijne twierdzenie o istnieniu Boga jest fałszem, to tym samym wiem, że Bóg nie istnieje. Bóg nie istnieje - jest twierdzeniem prawdziwym.  Wynika to z logicznego wykluczenia dwóch sprzecznych twierdzeń. 

Jednak w społeczeństwie bardzo łatwo szerzyć fałsz. Żywię podejrzenia, że znalazłoby się sporo osób, które uwierzyłyby, że gdzieś na Alasce, ktoś spotkał zielonego niedźwiedzia - jeśli historia spotkania zostałaby opowiedziana sugestywnie.
Przecież miliony twierdzą, że wierzą. Wierząc w Boga deklarują automatycznie wiarę w Jonasza, który przez trzy dni podróżował w brzuchu ryby. 
W zasadzie, to niech każdy wierzy w co chce. Ma prawo. Tylko niech tak nie nawalają młotkiem w żelazną szynę, co kilka godzin.  

Komentarze