Bilet

Podróże pociągami chyba są znane każdemu. Pociąg jest środkiem transportu, ale także miejscem rozmów ze współpasażerami, czasem także areną niezwykłych, ciekawych a nawet dramatycznych wydarzeń. Chyba nie ma nikogo, kto nie miałby jakichś wspomnień związanych z podróżami pociągiem. Dla mnie podróże pociągiem były chlebem powszednim już od czasów szkoły podstawowej. Nie mogłem oczywiście podróżować samodzielnie, ale pod opieką jakichś dorosłych pokonywałem dość długie dystanse. Zapewne niewiele osób już pamięta, ale ławki w wagonach były wtedy wykonane z desek. 
Kiedy rozpoczynały się wakacje, rodzice wysyłali mnie do dziadków na wieś. W zasadzie lubiłem te wyjazdy, ponieważ miałem tam dużo swobody. W tamtych czasach, a i obecnie, nadzór nad dziećmi w mieście i na wsi różni się całkowicie. Na wiosce ludzie zajęci harówką nie zwracają zbytniej uwagi na dzieci. Dzięki temu byłem sobie sam dysponentem wolnego czasu. Latem pogoda sprzyja pobytowi na świeżym powietrzu i ja to wykorzystywałem. Włóczyłem się po polach, łąkach i lasach obserwując wszystkie napotkane żyjątka. Mój wkład w pracę rodziny polegał na popołudniowym wypasaniu krów na łące pod lasem. Nie było to wyczerpujące, a jeśli miało się pod ręką ciekawą książkę, to nie było też nudne. 



Przez kolejne lata podróże pociągiem były zwykłym elementem codzienności. Ponieważ studiowałem daleko od domu, to przejazdy na ferie i wakacje, lub przerwy świąteczne kojarzyły mi się z wielogodzinnymi podróżami. W tamtych czasach pociągi były zawsze zatłoczone, bardzo często się spóźniały, a ich stan techniczny i sanitarny pozostawiał wiele do życzenia. Podróże kojarzyły się raczej z niewygodą, aniżeli z jakąś przygodą. 

Kilka lat temu w związku z podjęciem przeze mnie studiów podyplomowych na Uniwersytecie w mieście W., wystąpiła konieczność regularnego dojeżdżania. Pociąg okazał się środkiem transportu wygodnym, punktualnym, w dodatku bardziej ekonomicznym niż własny samochód. Stałem się więc znowu częstym klientem kolei.

W czasie jednego z wyjazdów zdarzyła się pewna historia. Dla mnie dosyć niezwykła i jeszcze teraz, po kilku latach, zastanawiam się nad tamtym zdarzeniem. 


Otóż pewnego jesiennego ranka, bodajże był to koniec października, jak zwykle wsiadłem do pociągu. Należał on do linii regionalnej i nie był typowym, tradycyjnym składem wagonów. Był to tak zwany "szynobus" Jest to nowoczesny tabor, bardzo popularny w ostatnim czasie. Nie ma w nim przedziałów, a fotele są ustawione po cztery w jednym segmencie. Takie segmenty powtarzają się wzdłuż całego składu po lewej i po prawej stronie wagonu. Środkiem biegnie szerokie wygodne przejście, które w razie tłoku służy pasażerom stojącym. 

Zaledwie wszedłem  do środka, a pociąg ruszył. Tymczasem ja powoli przesuwając się środkiem, szukałem miejsca na którym mógłbym dospać sen niedokończony. Odjazd pociągu był wczesnym rankiem, o szarówce, a ja wciąż pod powiekami czułem jakbym miał tam ziarnka piasku. Zbyt późne pójście spać, a potem brutalny budzik dopełniły swego. Podróż miała trwać około półtorej godziny, więc była szansa na uzupełnienie niedoboru. 

Usiadłem przodem do kierunku jazdy, po lewej stronie wagonu. Naprzeciw mnie siedziała młoda dziewczyna. Chyba jakaś studentka. Miała czarną torbę podręczną i czytała coś z notatnika. Chyba też coś zapisywała, bo w dłoni trzymała długopis. Jej paznokcie były pomalowane dosyć dziwnie, każdy w innym kolorze. Ale wszystkie te kolory w jakiś sposób nawiązywały do granatu lub fioletu. Ciemne, ale wyrazista, zdecydowane. Dłonie miała szczupłe, palce długie, a z powodu kolorów paznokci zwracały na siebie uwagę. Kiedy zajmowałem miejsce rzuciła mi przelotne spojrzenie. Miała jasne, niebieskie oczy i długie rzęsy. Włosy proste, dosyć długie, czarne. Muszę przyznać, że była ładna. Jednak dawało się wyczuć u niej jakąś melancholię, smutek. Nie umiałem tego określić, ale było to bardzo dziwne uczucie. Chwilkę jej się przyglądałem, a potem zamknąłem oczy i zapadłem w błogą drzemkę. 

W pewnym momencie obudził mnie głos konduktora. Wyciągnąłem bilet do skasowania, kątem oka zauważyłem, że dziewczyna też podała bilet konduktorowi. Byłem jednak rozespany i szybko zamknąłem oczy. Akurat śniłem bardzo przyjemny sen. 

Płynąłem żaglówką po tafli jeziora. Żaglówka była malutka i kołysała się łagodnie. Delikatny wiatr poruszał połyskującymi zielenią liśćmi drzew na brzegu. Słońce igrało zajączkami na powierzchni wody. Całkowity kontrast w porównaniu do tego co było za oknem, więc jak najdłużej chciałem pozostać w sennej krainie. Nie wiem jak długo mi się to udało., Hamowanie pociągu wyrwało mnie z objęć Morfeusza. Rozespany zobaczyłem, że pociąg zatrzymał się na dość dużej stacji. Było to miasto L. Dziewczyna wstała i wziąwszy torbę, uśmiechnęła się ładnie i delikatnie skinęła głową. Udała się do drzwi wagonu i wysiadła. Oprócz niej na tej stacji wysiadło wiele innych osób. W wagonie znacznie się rozluźniło. 

Po kilkuminutowym postoju pociąg ponownie ruszył, a ja wyciągnąłem się jeszcze wygodniej. Wyprostowałem nogi i ponownie zapadłem w sen. Niestety tym razem już nie wróciły do mnie obrazy łagodnego, ciepłego dnia na jeziorze. To znaczy jezioro śniło mi się dalej, ale już zupełnie w inny sposób. Woda zrobiła się szara, niebo chmurne i ponure. Już nie byłem w żagłówce, ale płynąłem zanurzony w wodzie trzymając się jakiegoś konara. Obok przepływały wielkie ryby o czarnej śliskiej skórze. Czułem się odrętwiały, zmarznięty i z trudem łapałem oddech. Coraz częściej zanurzałem się pod wodę, bąble powietrzne unosiły się do góry, a ryby bezgłośnie poruszając pyskami podpływały wprost do mojej twarzy. 

Nagle się ocknąłem. Wstałem i przeciągnąłem się. Wyglądając przez okno starałem się zlokalizować pociąg. Według zegarka, jeszcze piętnaście minut jazdy zostało do stacji docelowej. Usiadłem i obserwowałem przesuwający się za oknem krajobraz, starając się zrzucić nieprzyjemne wrażenie senne. Pamiętałem poprzedni sen tak przyjemny i wysiłkiem starałem się przywołać tamte sceny. Pomimo to wciąż przed oczami miałem rybne potwory, bezgłośnie poruszające pyskami. 

W pewnym momencie spojrzałem na podłogę. Pod siedzeniem leżał kawałek papieru. Był to bilet. Odruchowo schyliłem się, wydawało mi się, że to mój jakoś mi wypadł z kieszeni. Okazało się, że był to bilet do stacji L. Chciałem odruchowo wyrzucić go do pojemnika na śmieci, ale na odwrocie zauważyłem napis: To moja ostatnia podróż.

Napis mnie zaskoczył. Wyrzuciłem bilet, ale wciąż byłem tym zaintrygowany. Dlaczego ktoś napisał, że to ostatnia podróż. W jakim sensie? 

Następnego dnia miałem kolejny zjazd na studiach, więc jechałem pociągiem o tej samej godzinie. Znów głowa opadała z niewyspania. No cóż, taki jest los osób jadących pociągami o świcie. Czy to do pracy, czy na studia, czy do szkoły. Jeśli ktoś musi z samego rana wyruszyć, a robi to regularnie, to czas w pociągu najlepiej wykorzystać na dopełnienie nocy. 

Tym razem nie śniło mi się nic szczególnego, albo może szybko o tym zapomniałem. Podobno, to czy się pamięta sen, zależy od momentu rozbudzenia. W jakiej fazie snu następuje jego przerwania, jaka jest aktywność mózgu w tym momencie. 

Pociąg był wyjątkowo zapełniony, nie było specjalnie możliwości wyciągnięcia nóg. Założyłem słuchawki, żeby posłuchać muzyki z odtwarzacza mp3. Większość osób słuchających muzyki robi to za pomocą smartfona. Ja jednak przyzwyczajony jestem do starego odtwarzacza, który służy mi wiernie już prawie od sześciu lat. 

Kiedy dojechaliśmy do stacji L., jak zawsze się rozluźniło. Na siedzeniu przede mną leżała gazeta lokalna. Zostawił ją mężczyzna, który wsiadł dwa przystanki wcześniej. Gazety lokalne są zawsze cienkie. Mało w nich artykułów, dużo reklam i przeczytanie zajmuje tylko chwilę. Widocznie mężczyzna już nie potrzebował tej gazety. Może spieszył się do pracy? 

Nie jestem wielkim entuzjastą lokalnych gazetek, ale wtedy postanowiłem poczytać. Czas mi się nieco zaczął dłużyć, a czytanie jest zajęciem absorbującym umysł w taki sposób, że upływ czasu staje się niezauważalny. 

Powoli przesuwałem wzrokiem po tytułach i zastanawiałem się, czy jest coś wartego przeczytania, kiedy zauważyłem komunikat miejscowej komendy policji. 

W dniu poprzedzającym datę wydania, młoda kobieta o nieustalonej tożsamości popełniła samobójstwo, rzucając się z dachu wieżowca. Opis ofiary zgadzał się z rysopisem mojej wczorajszej towarzyszki podróży. Policja zwracała się z prośbą do osób, które mogłyby pomóc w ustaleniu tożsamości denatki. 
Natychmiast przypomniałem sobie incydent z biletem. Ta dziwna wiadomość na bilecie. Czy te sprawy mogły mieć związek? 
Przez cały czas chodziły mi po głowie różne dziwne myśli. Czy ta młoda dziewczyna, nieznana, ale przecież jakby trochę znana, już nie żyje? Co mogło być powodem takiej desperackiej decyzji. Zawód miłosny? Nie pasowało mi to. Była młoda, ładna. Z pewnością miała niezłe powodzenie u mężczyzn. Choroba? Wyglądała zdrowo, była zadbana. A jednak coś musiało być na rzeczy. Ale co?

Przez kilka dni mój umysł nie mógł się uwolnić od tej sprawy. Zastanawiałem się, czy ma sens kontaktowanie się z policją. Właściwie nic nie wiedziałem, widziałem ją właściwie tylko kilka minut, i to jakby przez sen. Mieszało mi się wszystko w głowie. Nawet napis na bilecie nie był żadnym śladem. Bilet przecież wyrzuciłem. I nic już nie można było zrobić. Zostawiłem sprawy tak jak były. Nic nie zrobiłem. Jednak co jakiś czas, tak jak bąbel powietrza spod wody, z pamięci wydobywała się ta sytuacja na powierzchnię świadomości. Nie było to przyjemne uczucie. 

Na szczęście życie nie pozwala na zbyt wiele rozmyślań nad rzeczami, których nie możemy rozwikłać. Dzień po dniu przynosił nowe sprawy, a tamta historia oddalała się. Na dnie świadomości pozostał jednak dziwny osad. Starałem się to ignorować. 


Dwa tygodnie później znów jechałem na zjazd na uczelnię. Pogoda była coraz bardziej nieprzyjemna. Idąc na pociąg mijałem zapalone lampy uliczne, których światło przebijało się przez wilgotną, zimną mgłę. Wilgotny asfalt dawał lekką żółtą poświatę odbitego światła. 

Na peronie grupka pasażerów. Zziębnięci tak jak ja w półmroku rozświetlonym rzadkimi sodowymi latarniami, oczekiwali przyjazdu pociągu. Pociąg przyjechał planowo, jednak oczekiwanie i tak wydawało się zbyt długie. Kiedy wreszcie wsiadłem do rozświetlonego, ogrzanego wagonu poczułem dziwne odprężenie. Co prawda nie widziałem otoczenia całkiem wyraźnie, bo okulary miałem zamglone, a w dodatku mocne lampy na suficie mnie olśniły. Usiadłem więc na najbliższym wolnym miejscu. Naprzeciw mnie siedziała młoda dziewczyna. Kiedy przetarłem okulary, z wielkim zdziwieniem zobaczyłem, że to ta sama dziewczyna, z którą jechałem dwa tygodnie wcześniej. Wyimaginowana samobójczyni. 
Nie mogłem nic na to poradzić, ale zacząłem się strasznie na nią  gapić, jakbym zobaczył ducha. Chyba to ją podenerwowało, bo wstała i poszła szukać miejsca w innej części wagonu. Nie miałem już szansy, żeby się  zapytać, co miała na myśli pisząc na bilecie: To moja ostatnia podróż.
Do dzisiaj nie wiem też, czy policji udało się ustalić tożsamość tamtej nieszczęsnej dziewczyny.


Komentarze