Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej



Coś dziwnego jest w podróżach. Chyba każdy z niecierpliwością planował wyjazd gdzieś daleko, w nieznanym kierunku. Chcąc poznać coś nowego, trzeba wyjechać, opuścić pielesze. Potem, krótko, można  ekscytować się nowymi wrażeniami. 
Od dziecinnych lat pamiętam te wyjazdy. Najpierw z rodzicami, gdzieś na wieś. Pamiętam z dzieciństwa też pierwszy wyjazd nad morze. Chociaż miałem wtedy zaledwie kilka lat - nie pamiętam dokładnie, ale było to z pewnością jedne z pierwszych moich wakacji, to do tej pory mam przed oczami tę błękitną masę wody przezierającą spoza liści drzew. W tamtych latach morze można było zobaczyć tylko na ilustracji w książce, lub czarno-białym zdjęciu. Dziecko nie miało więc wyobrażenia o tym zjawisku, aż do momentu zobaczenia w rzeczywistości.
Potem były wycieczki szkolne w różne miejsca, a potem jeszcze wyjazdy rodzinne - służbowe i urlopowe. Wszystkie te podróże, bardzo inne, z różnych powodów, w różnych kierunkach, miały w sobie coś wspólnego. Dreszczyk oczekiwania. Oczekiwania na spełnienie jakiegoś marzenia, a często oczekiwania na jakieś niespodziewane zdarzenie.



Ale prawdę powiedziawszy, dla mnie osobiście najbardziej przyjemnym zdarzeniem każdego wyjazdu był moment powrotu. Powrót do domu - ta fraza zawsze przywodzi na myśl przyjemne skojarzenia. W mojej pamięci z pietyzmem przechowuję wielką kolekcję powrotów. Już od lat młodzieńczych, kiedy wracałem do domu rodzinnego – takich powrotów, o których opowiada piosenka. Green grass of home - wykonywana przez wielu wykonawców, ma w sobie właśnie ten pierwiastek ciepła i nostalgii, które zawsze towarzyszyły moim powrotom. Dlatego, kiedy - w trakcie dzisiejszego przemierzania bezkresów internetu, w zasadzie przypadkowo natrafiłem na tę piosenkę i usłyszałem pierwsze dźwięki tej melodii -  poczułem przypływ wspomnień, wrażeń i skojarzeń. Fala wydarzeń, urywków słów, słonecznych zajączków, obrazów, kolorów i zapachów owładnęła mną i skłoniła palce do stukania po klawiszach.
Ale nie tylko dziecięce wspomnienia są takie silne. Pamiętam też wiele powrotów jako człowiek dojrzały. Zarówno powrotów z wyjazdów samotnych, jak też i rodzinnych. Najbardziej jednak lubię wspominać powroty z letnich wojaży. Wyruszając w drogę do domu np. znad morza, wiadomo było, że w granice miasta wjedzie się późnym popołudniem lub wczesnym wieczorem. Uwielbiałem te chwile, kiedy zmęczony wielogodzinnym prowadzeniem samochodu, przy gasnącym dniu, wjeżdżałem w te znajome i lubiane ulice. Drzewa pełne liści, już czarniejących o zmroku, ale w bliskim świetle latarni wyraźnie zielonych, z rzadka spacerujący, lekko odziani przechodnie. Po pewnym okresie nieobecności z ciekawością, ja i towarzysze eskapady - w większości przypadków rodzinka - wypatrywaliśmy czy coś się zmieniło. Jeśli nawet w krótkim czasie coś się w mieście zmieniło, to wywoływało to od razu szereg komentarzy - pozytywnych lub nie. Jeśli nie było zmiany -  też było to zjawisko do skomentowania. Każda sytuacja była pretekstem do głośnego wyrażania emocji. W każdym razu wszyscy czuliśmy się szczęśliwi i zadowoleni z bezpiecznego powrotu do miejsc znanych i lubianych. A jeśli dodatkowo wraca się z wypoczynku, z naładowanymi bateriami, pełni energii i optymizmu, to pamięta się te chwile długo. I dobrze się wspomina. 
Słuchanie starych piosenek też jest w pewnym sensie powrotem. A przynajmniej można w tym zajęciu odnaleźć wiele podobnych emocji. Utwór, który się kiedyś lubiło, bardzo często przywodzi na myśl miłe skojarzenia. Trudne do określenia zjawisko, które nazywamy atmosferą tamtych lat. Myślę, że nie jestem odosobniony w takim odczuwaniu upływu czasu, przemijania i powrotów do dni i rzeczy minionych. Pomimo, że każdy żyje swoim życiem, to myślę, że odczucia i nastroje towarzyszące powrotom z dalekich podróży są odczuwane podobnie. Są pozytywne i warte podzielenia się.



Piosenka, która była popularnym przebojem w latach mojego dzieciństwa bardzo dobrze odzwierciedla nastroje powrotu. Do miejsc i ludzi ukochanych.


Komentarze