Debata oksfordzka - czy Bóg istnieje?



Do tej pory w tym blogu tłumaczyłem teksty piosenek. Tymczasem znalazłem na Youtube kanał OxfordUnion, który poświęcony jest debatom na różne aktualne tematy. Pomyślałem, że może spodobałoby się tłumaczenie takiej debaty. Temat jest bardzo gorący i wałkowany przez stulecia. Sam format prowadzenia dyskusji jest ciekawy, a debaty odbywają się w historycznej i bardzo zacnej scenerii. Argumenty za i przeciw tezie prezentuje na zmianę sześcioro dyskutantów. Chociaż debata odbywa się w Oxfordzie, to bierze w niej udział dwóch Amerykanów. Michael Shermer i Dan Barker. Obydwaj są gorącymi orędownikami ateizmu, chociaż społeczeństwo Stanów Zjednoczonych należy do czołówki, jeśli chodzi o odsetek osób wierzących. Paradoksalnie więc, pomimo, że Wielka Brytania jest bardziej laickim krajem, to w dyspucie wszyscy zwolennicy wiary w Boga są właśnie z tego kraju. Niestety, z uwagi na obszerność materiału filmowego nie jest możliwe przytoczenie tutaj argumentów wszystkich rozmówców. Całą debatę można zobaczyć tutaj



Osobiście najbardziej podobało mi się wystąpienie Dana Barkera, którego tłumaczenie (ze słuchu) zamieszczam poniżej. 

Kiedyś wierzyłem w Boga, tak jak mój elokwentny przedmówca. Wierzyłem żarliwie, byłem wyświęconym kapłanem i głosiłem Ewangelie przez dziewiętnaście lat. Czułem Jego obecność w moim umyśle podczas modlitwy, czułem gęsią skórkę podczas komunii, kiedy zdawałem sobie sprawę, że to Duch Święty we mnie wstępuje. Także wtedy kiedy czytałem Pismo Święte, zwłaszcza o Zmartwychwstaniu Jezusa. Zdecydowałem poświęcić swoje życie na głoszenie tej Dobrej Nowiny, która wydawała mi się tak rzeczywista. Było w niej tyle znaczenia, tyle nadziei, tyle piękna do przekazania światu. Ale zmieniłem moje myślenie.

Teraz wiem, że żyłem złudzeniem. Odczuwałem bardzo realne, bardzo mocne, ale tylko dziejące się w moim umyśle doświadczenie. To się zdarza w większości religii. Nie będę opowiadał całej mojej historii. Tylko tyle, że przeszedłem proces odejścia od wiary, Trwało to cztery, pięć lat - od żarliwego wyznawcy, głosiciela ewangelii, który nawracał ludzi na ulicach. W przedmowie do mojej książki “Bezboźnik” (Godless), Richard Dawkins określił mnie nie jako prostego kaznodzieję. Takiego, obok którego nie chcielibyście usiąść w autobusie. To byłem ja - byłem tak przekonany, tak kochałem Jezusa, mojego Zbawcę i mojego Pana. I wtedy zaczął się proces - żarliwy kaznodzieja - potem powoli ubywało piekła, a przybywało miłości, potem bardziej liberalnie etap za etapem. A kiedy w końcu kąpiel się wylała, to zobaczyłem, że dziecka tam nie było. To były tylko słowa, argumenty, Tak jak dziś wieczorem słyszeliśmy bardzo mądre słowa, ale nie składały się w całość. Słyszeliśmy wiele argumentacji, ale kiedy doszło do dowodów, to przedstawione były tylko dwa: osobiste przeżycie i Zmartchwystanie Jezusa.


Jeśli nic nie powstaje z niczego, to bóg nie może istnieć. Przecież Bóg nie jest niczym.Jeśli więc założenie jest prawdziwe - nic nie powstaje z niczego, a Bóg jest czymś - to taka argumentacja jest po prostu strzałem w stopę.

Dzisiej jest czwartek (ang. Thursday) Co to oznacza? Co oznacza słowo Thursday? Jest to dzień nazwany imieniem boga Thora, w którego wierzyło miliony ludzi. Kiedyś wśród ludzi była luka w rozumieniu, tajemnica. Co to za hałas dobiegający z nieba? Co to za błyski? To musi być ktoś, jakieś bóstwo, jakaś istota. To był Thor bóg grzmotu. Nie mamy nazwy dnia od imienia Jezus. Mamy dzień tygodnia nazwany od imienia Thora, boga, w którego wierzyło miliony ludzi, a może jeszcze ktoś go wyznaje. Ale Thor znajduje się już na śmietniku historii. Tak jak z bogiem, w którego ja wierzyłem. Boga z Biblii. 

To się zaczęło od prostej myśli - Jezus mówił przypowieści np. o marnotrawnym synu. Czym jest przypowieść - to historyjka. Fikcja, w której nie ma znaczenia, czy wydarzyła się naprawdę. Najważniejsze było moralne przesłanie.. Starożytni Izraelici ułożyli opowieść, bajkę o Adamie i Ewie, ogrodzie rajskim, mówiącym wężu. Sprawdźcie w słowniku - bajka z morałem, w której występują zwierzęta w zastępstwie ludzi. Wiemy, że Adam i Ewa nie mogli istnieć, ponieważ byłoby to nie do pogodzenia z ewolucją. Zakładam, że wszyscy w sali godzą się, że ewolucja gatunku ludzkiego jest niepodważalnym faktem. Więc Adam i Ewa nie mogli być ludźmi realnie istniejącymi, to była metafora. Większość chrześcijan to akceptuje, to jest metaphora, figura retoryczna w Biblii. W mojej przemianie proces zachodził następująco: jeśli przypowieść o synu marnotrawnym nie jest wymyślona, jeśli Adam i Ewa to metafora, to co z innymi postaciami, co z Jahwe, Elohim. Gdzie odkreślić granicę? Ludzie bardzo dobrze umieją tworzyć mity. Moi indiańscy przodkowie wierzyli, ze świat został stworzony przez żółwia, który pływał w morzu i podnosił z dna grudki. I zrobił z nich kontynenty. Piękna historia, cudowna metafora, ale przecież to naprawdę się nie zdarzyło. Postać boga jako takiego jest również fikcyjna - do takiego wniosku doszedłem. Być może dawała znaczenie, dawała nadzieję, dawała cel, ale mimo to zwykła fikcja.

Powód, że jestem niewierzący dzisiaj to brak jakiegokolwiek dowodu, albo argumentu na rzecz istnienia istoty boskiej. Gdyby był jakiś prawdziwy dowód na istnienie Boga, to do tej pory już ktoś otrzymałby nagrodę Nobla za takie odkrycie. Każdy naukowiec chciałby mieć szansę tak znaczącego odkrycia - oto jest. Jeśli byłaby jakaś ukryta siła w kosmosie, o której jeszcze nie wiemy, to jaki naukowiec nie chciałby tego odkryć. Do tej pory tak się nie stało. Wszystko na co powołują się wierzący, to luki w wiedzy. Kiedyś nie wiadomo było skąd się biorą błyskawice i grzmoty - ta luka już jest wypełniona. Byś może dopasowanie stałych fizycznych wszechświata, być może Wielki Wybuch. W naszej wiedzy ciągle są luki, które są siłą postępu w nauce. Bez luk w wiedzy naukowcy nie mieliby powodów do badań. Natomiast to co się proponuje to wiara. Mój przedmówca bardzo elokwentnie mówił jak wierzy w Boga, jaka jest jego wiara, Ale wiara to nie wiedza. Zgodnie z Biblią wiara, to przekonanie o rzeczach, których nie widzieliśmy. Przekonanie to nie dowód, to tylko nadzieja na coś. Za każdym razem, kiedy słyszymy, że musimy coś zaakceptować na wiarę, to jest przyznanie, że założenie to nie daje podstaw wynikających z prawdziwości samego twierdzenia.. Nie ma tu powiązań takich jak przy sprawdzanie hipotezy naukowej. Czy naukowcy się zbierają i odprawiają głośne modły: bozon Higgsa istnieje. bozon Higgsa istnieje, bozon Higgsa istnieje.... Tak bozon Higgsa istnieje, czujemy całym sercem, że bozon Higgsa istnieje. Nasza wiara jest mocna, że bozon Higgsa istnieje i nie poddam się wyzwaniu, ze bozon Higgsa nie istnieje. Amen.

Gdyby naukowcy robili coś takiego, to świadczyłoby o tym, że nie czują się zbyt pewnie w swoich przekonaniach.

Ale z wiarą tak właśnie tak jest. Wierzący nadymają się: bądź mocny, nie poddawaj się w wierze, wierz w te absurdy - pomimo wątpliwości.

Historia zmartwychwstania Jezusa Chrystusa to najgorszy możliwy przykład, jaki może być,na wiarygodność Biblii. Nie przesadzam. Już wyjaśniam dlaczego. Wiele rzeczy w Biblii jest opisane raz lub dwa razy. Zmartwychwstanie jest opisane pięć razy. Badacze Pisma Świętego nigdy nie byli w stanie pogodzić sprzeczności, które występują w tych pięciu opisach. Poza takimi jak, czy grób było otwarty, czy zamknięty, jaką wiadomość przekazali aniołowie, ilu ich było itd, Poza tymi szczegółami w porównaniach poszczególnych Ewangelii widać jak chrześcijański mit ewoluował. Pierwsza opowieść jest prosta, nie ma aniołów, niewiele znaczących szczegółów. Po kilkudziesięciu latach pojawia się coraz więcej i więcej, a kiedy dochodzimy do ewangelii według Jana, to odnajdujemy tam już opowieści nie z tej ziemi. W opowieściach Nowego Testamentu widzimy jak się rozwijała legenda. Zaczyna się prosto, a z czasem staje się coraz bardziej fantastyczna. Można byłoby przyjąć to jako pomyłki, jeśli zdarzyłyby się w tym samym czasie, Tutaj na własne oczy możemy zobaczyć jak upiększane są wydarzenia. Jezus mógł duchowo unieść się do nieba, tak jak mówimy o babci, która umarła - że poszła do nieba. Umarła i poszła do nieba. Może apostołowie tak sobie pomyśleli, umarł i poszedł do nieba. Więc zmartwychwstanie nie jest dowodem na istnienie boga. A nawet gdyby, to jak to się łączy z resztą.

"Dan Barker" by Brent Nicastro - http://www.ffrf.org/uploads/images/Barker_Nakoma_cropped.jpg. Licensed under CC BY 1.0 via Commons - https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Dan_Barker.jpg#/media/File:Dan_Barker.jpg
Nie ma też spójnej definicji boga. Tematem dyskusji jest dzisiaj: wierzymy w boga. Co to słowo oznacza? Co naprawdę oznacza? Mam zbyt mało czasu, żeby wchodzić w szczegóły, ale w odniesieniu do boga przypisuje się wiele nieprzystających właściwości. Wierzący przypisują je bogu, a to jest tak jakby powiedzieć “ żonaty kawaler” Czy istnieje żonaty kawaler? Logicznie nie może. To są wzajemnie wykluczające się pojęcia. Natomiast wierzący tak właśnie charakteryzują Boga. Na przykład: Bóg jest wszechwiedzący, Bóg ma wolną wolę. Jednak jeśli znasz dokładnie przyszłość, to nie masz wolnej woli. Nie mówię tutaj o tym, czy ludzie mają wolną wolę. W tym temacie ateiści też mają różne poglądy. Ale Bóg z założenia jest istotą mającą wolną wolę, a jednocześnie wie co zadecyduje w przysżłości.. Ale jeśli wiesz dokładnie co się zdarzy, to nie masz wolnej woli. Do wolnej woli niezbędny jest moment nieokreśloności, podczas którego można dokonać wyboru, muszą być naprawdę różne opcje do wyboru. Na przykład wybieram kawę a nie herbatę, wybieram to a nie tamto. Jeśli jednak wiesz, co się stanie, to nie masz wyboru, nie masz wolności, Nie jesteś wolną osobą. Jeśli więc określacie boga jako wszechwiedzącego i z wolną wolą, to taki bóg nie istnieje. To żonaty kawaler. Wiem, że teologowie kombinują z definicjami, ale przy okazji, jeśli bóg jest wszechwiedzący i nie może zmienić tego co zrobi jutro, to nakłada też nie jest wszechmogący. Mnóstwo powiedziano argumentów o celowości stworzenia, boskim planie. Ta argumentacja ma braki w formułowaniu pytań. To tak jakby ktoś stanąwszy na brzegu rzeki zadziwił się jak woda w rzece sprawnie porusza się w korycie. Patrzcie na tę konstrukcję - ktoś musiał to dobrze zaprojektować, że woda podąża dokładnie korytem rzeki do morza. Jak to wytłumaczyć? Musiał to być wielki projekt inżynierski i nakład finansowy, żeby tak wydrążyć w ziemi koryto, którym woda podąża trzymając się sztywno brzegów. To niewyobrażalne..To jest właśnie myślenie teleologiczne. Niemożność zrozumienia jak ludzie oko powstało w wyniku ewolucji, Jak to wytłumaczyć? Musiał to ktoś zaprojektować. Ale rzeka też wygląda jakby ją ktoś zaprojektował, że woda podąża tam, gdzie je koryto kieruje. W rzeczywistości to woda sama wyrobiła sobie koryto, którym podąża. . Teleologiczne myślenie odwraca do góry nogami efekt i przyczynę. Jest jeszcze problem, który wymaga rozstrzygnięcia. Jeśli coś wymaga konstruktora, to konstruktor musi być bardziej skomplikowany od konstrukcji - o tym problemie pisał Richard Dawkins w książce Ślepy zegarmistrz. Jeśli się zrobi takie założenie, to boga musiał stworzyć większy bóg, tego jeszcze większy i tak bez końca. Większość naukowców uważa, żeby poprzestać na tym co wiemy, a nie spekulować bez końca o żółwiu na żółwiu na zółwiu...o górze żółwi.

Kolejny brak, który przemawia przeciwko prawdziwości tezy o istnieni uboga, to brak zgody pomiędzy wyznawcami. Jeśli jest Bóg, to dlaczego nie zadba aby jego wyznawcy się zgadzali w poglądach na sprawy społeczne i moralne.Można wymienić: małżeństwa homoseksualne, eutanazja, badania komórek macierzystych, wojny. Można długo wymieniać. W tych sprawach znajdziesz gorliwie wierzących chrześcijan po obu stronach barykady. Paweł, jeden z autorów Biblii napisał: Bóg nie jest źródłem dezorientacji, zamieszania. Ale czy jest jakaś inna książka niż Biblia, która powoduje tyle zamieszania? Dlaczego te sprawy nie są jednoznaczne, dlaczego nie są jasne. Dlaczego wszechwiedząca, miłująca istota nie wyjaśni spraw jednoznacznie? Wyznawcy jednego boga walczą ze sobą, w wojnie trzydziestoletniej chrześcijanie zabijali się wzajemnie o takie sprawy, czy hostia zmienia się w ciało Chrystusa, czy należy chrzcić niemowlęta. Za inną interpretację szczegółów ludzie byli zabijani. Kalwin zabijał za złą gramatykę przy określaniu boga. Brak porozumienia wśród wyznawców jest poważnym problemem w uznaniu prawdziwości istnienia miłującego ludzkość boga.

Jeszcze oczywiście trzeba zapytać: dlaczego zło istnieje? Mój przedmówca przyznał, że ten problem jest piętą achillesową teologii. Wszystko co trzeba zrobić, aby się o tym przekonać, to odwiedzić odział dziecięcy w szpitalu. I od razu wiecie, że Boga nie ma. Przynajmniej dobrego Boga. Może jest Bóg zły. Chore dzieci umierają pomimo desperackich modlitw rodziców. Tak samo, jak dzieci, za które się nikt nie modli. Rodzice chorych dzieci się modlą, błagają Boga o desperację. Ale nic nie zawodzi tak jak modlitwa. Gdyby ktoś był w stanie wykazać działanie modlitwy, to rzeczywiście mógłby być dowód na istnienie Boga. To że modlitwa nie działa, oznacza, że jest to w istocie rzeczy rozmowa ze sobą.

Na koniec, nie ma powodu, żeby wierzyć w Boga. Na Ziemi dziesiątki milionów prowadzą dobre, moralne i szczęśliwe życie, mają cel w życiu i żyją nadzieją, ich życie ma znaczenie, bez łudzenia się Bogiem. Nie muszą wmawiać sobie, że ich życiem kieruje jakieś bóstwo mieszkające w zaświatach. Jesteśmy szczęśliwi bez tej wiary. I odrzucamy wiarę w istnienie Boga. 





Komentarze